Będąc dzieckiem, uwielbiałam bawić się w piratów.
Poszukiwanie zaginionych skarbów, tajemnicze mapy z zaszyfrowanymi
wskazówkami i radocha, kiedy udało się odnaleźć skrzynię wypełnioną po brzegi
„bogactwem”. Stara wersalka stawała się statkiem, targanym przez wzburzone fale
oceanu, a moja Babcia dostawała ataku serca, gdy widziała jak wspinam się
na oparcie (czyt. bocianie gniazdo). Stół i krzesła raz były wysokimi
górami, innym razem ciasnymi jaskiniami. Rolę szalupy odgrywała miednica,
taboret wywrócony do góry nogami, tudzież poducha. A skrzynia pełna
skarbów? Pudełko po butach, zawierające kolekcję babcinych korali, puszkę
wypełnioną guzikami przeróżnych kształtów i kolorów, a czasem jeszcze
garść suszonych jabłek. Myślałam wtedy, że kiedy już będę taaka duża, to
na pewno odnajdę jakiś wspaniały, prawdziwy, ogromny skarb.
Pirackie przygody z czasów dzieciństwa przypomniałam
sobie, czytając Atopkowi bajkę na dobranoc. Akurat padło na opowiadanie
o piratach. Patrzyłam, z jakim przejęciem Atopek wsłuchuje się w czytane
przez mnie słowa i z jakim zaciekawieniem patrzy na kolorowe ilustracje.
Pomyślałam wtedy, że mu zazdroszczę. Dziecięca wyobraźnia nie ma ograniczeń, on
teraz może wszystko, a ja? Co z moim dziecięcym marzeniem o zdobyciu
prawdziwego skarbu? Co z moją wyobraźnią? Popatrzyłam na śpiącego już
Atopka i… odetchnęłam z ulgą. Nie jest tak źle, przecież jestem mamą! Bycie
nią bardzo mnie odmieniło (wciąż odmienia) Wyobraźnia może jeszcze potrzebuje
trochę czasu, aby osiągnąć poziom dorównujący tej dziecięcej, ale z każdym
dniem coraz bardziej się rozkręca. Mam świadomość, że życie to „nie je bajka”
(tak mawiała moja Mama), ale mimo to potrafi być ono piękne w każdej sytuacji,
trzeba tylko umieć to dostrzec. Podobnie, jak w przypadku wyobraźni, tego też
uczę się na nowo, krok po kroku. Długa droga przed mną, ale już
dostrzegam więcej barw wśród wszechobecnych szarości. Zmiany, które już się we mnie
dokonały, pociągają kolejne samoistnie, bez mojego udziału – to tak jakby świat
zaczynał na mnie patrzeć przychylniej, w odpowiedzi na moją pozytywną postawę
wobec niego. Kto wie, może niedługo znów odważę się marzyć?
Ale ile to wszystko ma wspólnego z piratami? Dla mnie wiele,
gdyż nie pomyliłam się. Jestem „duża” i odnalazłam swój wspaniały
skarb. Tym skarbem jest moje małżeństwo, moje macierzyństwo, moja rodzina, moi
przyjaciele. Ktoś powie – banał, każdy tak mówi! Zgadzam się, wiele osób tak
mówi, bo przecież tak wypada, ale czy naprawdę tak myślą? Czyny często świadczą
przeciwnie… Zaraz, zaraz… a czy przypadkiem u mnie właśnie tak nie jest? Czy
nie narzekam zbyt często na Mężula? Czy nie robię awantury z byle
powodu, ba! powodziku? Czy nie pouczam go ciągle, w kwestiach związanych z opieką
nad dziećmi? Czy nie obrywa mu się ode mnie za wszystko i wszystkich? Ups!
A i z Młodymi jest podobnie: czy nie narzekam, że nie mam na nic
czasu, bo tylko dzieci, dzieci, dzieci? ORZESZKU!!! Przecież ja nic nie robię
tylko zrzędzę – jestem zrzędliwą jędzą! No dobra! Już nie jestem. No może trochę
jeszcze jestem, ale pracuję nad tym zawzięcie i mam strasznie
pogryziony język J.
Pracuję nad sobą i relacjami z ludźmi, bo bez tych moich
Najbliższych mój świat byłby bezbarwny i nijaki. Dzięki Nim, wiem, że
żyję. Jestem pełna wdzięczności za Mężula, który jest dobrym, mądrym i pełnym
ciepła człowiekiem oraz ojcem. Jestem wdzięczna za to, że mam dwóch
wspaniałych synów, którzy swoimi uśmiechami potrafią przegonić niejedną troskę.
Jestem wdzięczna za całą szeroko pojętą Rodzinę, bo wbrew pozorom
dobrze mi z nimi nie tylko na zdjęciu. Jestem wreszcie wdzięczna za przyjaciół,
na których mogę liczyć, pomimo tego, jaką zołzą zdarza mi się być. To mój
prawdziwy skarb, odnalazłam go i teraz zrobię wszystko, by go chronić i rozwijać,
oczywiście pamiętając o sobie, ale to temat na całkiem inny
wpis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz