...to bardzo osobisty, intymny fragment moich myśli i mojego życia, potrzebny głównie mnie, mimo to zapraszam. Na razie spory tu chaos, trochę o wszystkim i trochę o niczym, ale pracuję nad tym.

czwartek, 9 kwietnia 2015

Jak cesarzowa

Nie widzę nic złego w przekonywaniu kobiet do porodu siłami natury, ale piętnowanie i poniżanie matek, tylko dlatego, że nie urodziły naturalnie?!? Właśnie przeczytałam o pewnej grupie, która wśród złych praktyk dzisiejszego świata wymienia poród przez cesarskie cięcie. Oczywiście rozpętała się burza, mnóstwo komentarzy i dyskusja na temat: czy cesarka naturalnemu porodowi równa? Jakby to było najważniejsze.

Mam dwóch synów i dwie cesarki za sobą. Dzisiaj już nie czuję się gorsza od matek rodzących siłami natury, ale zaraz po narodzinach Atopka było inaczej. Dlaczego? Nie potrzebowałam do tego FB, przecież z takimi opiniami często można się spotkać na własnym podwórku. Jeszcze zanim zaszłam w ciążę, wiele razy podczas rozmów z różnymi osobami, kobietami, matkami, zdarzało mi się słyszeć: „Strach ją obleciał, to sobie załatwiła cesarkę.”; „Cesarka? Też bym chciała tak pójść na łatwiznę.”; „Ona nie rodziła, ona miała cesarkę”. Te zasłyszane słowa, pełne pogardy, zaszyły się w moim umyśle bardzo głęboko i gdy tylko wyczuły okazję, wyszły na światło dzienne. Leżałam w szpitalu razem z moim maleństwem. Uczyłam się jak go karmić i nie szło nam najlepiej. Ledwo mogłam się ruszać, a do tego te przeklęte hormony. Wśród miliona myśli, drogę torowała sobie ta jedna: „Tyle kobiet rodziło, rodzi i będzie rodzić. Widzisz, nawet tego nie potrafiłaś zrobić dobrze!” Zamiast cieszyć się, że moje dziecko jest już ze mną, że urodziło się zdrowe, rozżalona zastanawiałam się, dlaczego natura postanowiła mnie wykiwać?
Bałam się porodu, ale tak bardzo chciałam urodzić naturalnie. Kiedy poczułam pierwsze skurcze lęk zaczął mieszać się z radością. Na sali przedporodowej byłam krótko, wszystko szło wzorowo. Na porodówkę wchodziłam z uśmiechem na twarzy, bo wiedziałam, że już za chwilę przytulę swojego małego synka. Niestety akcja się zatrzymała. Coraz bardziej zmęczona i przestraszona czekałam aż wreszcie coś się wydarzy. W końcu lekarz podjął decyzję o cesarskim cięciu. Później analizowałam tę sytuację milion razy. Dlaczego się zgodziłam (jakbym miała wybór)? Dlaczego leki nie pomogły? Dlaczego lekarz, położna nie mogli pomóc mi urodzić naturalnie? Dlaczego moje ciało tak mnie zawiodło? Czułam się oszukana, niespełniona, winna, gorsza… Aż wreszcie do mnie dotarło, że gdybyśmy poczekali dłużej, to Atopek mógłby urodzić się w ciężkim stanie lub martwy. Czy wtedy byłabym zadowoloną, spełnioną matką naturalnie urodzonego dziecka?
A jeśli ktoś decyduje się na cesarkę z własnego widzimisię, bo taj jest łatwiej, bez bólu, to może się bardzo pomylić. Jest może inaczej, ale na pewno nie łatwiej. Panie, którym przyszło rodzić na oba sposoby, mogą to potwierdzić. Gdybym tylko miała taki wybór, wolałabym urodzić siłami natury, ale z tym nic już się zrobić nie da.
Nie rozumiem działań uderzających w tak okrutny sposób w matki po cesarce. Nie rozumiem wartościowania typu: „jestem lepsza od ciebie, bo urodziłam naturalnie”, ale to oczywiste, bo przecież stoję po tej „słabszej” stronie. Nie rozumiem, co takie porównania czy akcje mają właściwie na celu? Dlaczego ludzie wciąż wyszukują nowe powody, by dzielić nas na lepszych i gorszych. Dlaczego również my matki, wciąż obserwujemy siebie nawzajem, porównujemy i oceniamy względem tego, w jaki sposób rodzimy, karmimy, wracamy do pracy czy zostajemy w domu, nosimy w chuście czy wozimy wózkiem? Powodów do porównań jest wiele. Najłatwiej jest przyjąć stanowisko: to białe, to czarne i powiedzieć –  moje wybory są najlepsze i jedyne słuszne.
Dla mnie liczy się to, że jestem matką. Jestem matką zdrowych i szczęśliwych dzieci. Nie spełniłam się przy porodzie? Ważne, że teraz mam przed sobą dużo czasu i okazji, by spełniać się w roli matki. Według mnie ostatnią rzeczą, która może świadczyć o tym, jaką matką jestem, jest sposób, w jaki wydałam dziecko na świat.

Różnimy się pod wieloma względami jako ludzie, ale też jako matki, rodzice. Każdy z nas obiera swój własny kierunek, drogę i zasady, których chce się trzymać. Trzeba to uszanować i już. Nikt nie ma monopolu na rację ani prawdę. W gruncie rzeczy wszyscy przecież mamy jeden cel – dbać o nasze dzieci jak najlepiej potrafimy, czyż nie?

2 komentarze:

  1. To u mnie w otoczeniu panuje zupelnie odwrotne przekonanie. Jak kobieta miala cesarke to chwala jej za to i mezowi bo pewnie zaplacil, nie umeczyla sie a krocze pozostanie bez zmian. Zadnego piętnowania. Pierwszy porod mialam fatalny, 12 h na kroplowkach, akcji zero, wyciśnięta corka przez lekarza, ktory usiadl na brzuchu bo nir bylo partych. Pęknięcie 3go stopnia. Gojenie przeszlo pol roku. Ze stresu zero mleka w piersiach, strach przed badaniem ginekologicznym, zycie intymne -zadne. Po 4latach przyszla pora na 2 dziecko. Lekarz od razu zzapowiedzial, ze jesli akcji nie bedzie robimy cesarke. Jak chciałam cesarki tak tez chciałam spróbować jeszcze raz. Poczuc jak to jest wydac świadomie silami natury dziecko na świat, bez wyciskania, krzykow, omdlen. Drugi porod trwal 15 minut. Bóle cos ponad godzinę. Rodzilam drugi raz z mężem. Akcja szla błyskawicznie, książkowo. Mialam tez bolr parte i po 3 wypchnelam syna, a czulam jak przechodzi mi cm po cm. Nie peklam, ale standardowo polozna mnie naciela, zupelnie niepotrzebnie, ale uwazala, ze wie lepiej. Po dwoch dniach wyszlam do domu, kilka godzin po porodzie smigalam po oddziale w te i z powrotem. Po 4 dniach sciagnieto mi szwy. Gdyby nie szwy to nawet nie wiedziałabym, że urodzilam. Dla mnie nir ma roznicy czy rodzi kobieta przez cc czy sn. Chodzi o to, zeby wydac na swiat dziecko - zdrowe dziecko przede wszystkim. Po pierwszym porodzie, kolezanki, ktore mialy cc po tygodniu biegaly sobie z dzieckiem wszędzie a ja na leżąco nom stop bo tak bylam poszyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda jest taka, że każdy poród to odrębna historia, różne sploty okoliczności i sprawy czy otoczenie, na które nie mamy wpływu-niestety często w naszych szpitalach rodzące nadal są traktowane lekceważąco i bardzo przedmiotowo, co, jak sadzę, również może wpływać na postępy w porodzie. Ale tak jak napisałaś, najważniejsze jest życie i zdrowie przychodzącego na świat dziecka.

      Usuń